Można się pokusić o stwierdzenie, że początki obecnego Muzeum Ślusarstwa im. Marcina Mikuły w Świątnikach Górnych sięgają roku 1893 r., kiedy to dyrektor Cesarsko Królewskiej Szkoły Ślusarskiej w Świątnikach, inż. Kazimierz Bruchnalski, powołał do życia Muzeum Rzemiosła Ślusarskiego. Doceniając wartość przedmiotów wykonywanych przez wieki przez mieszkańców Świątnik, przeznaczył na Muzeum jedną z sal szkolnych. Po kilkunastu latach zebrano ponad 200 eksponatów mających wartość historyczną lub estetyczną, zawsze jednak będących świadectwem ciekawej przeszłości. W 1939 r. Muzeum zamknięto, a zbiory wywieziono w głąb Rzeszy. Po wojnie, staraniem świątniczan, część eksponatów wróciła do Polski. Kolejną kartę w dziejach tej instytucji zapisał Marcin Mikuła, który w 1970 r. w budynku spółdzielni „Przyszłość” założył Świątnicką Izbę Regionalną, gdzie znalazły miejsce przedmioty związane z lokalną tradycją i historią.
W 2001 r. spółdzielnia przekazała eksponaty Urzędowi Miasta i Gminy w Świątnikach Górnych, a ten Uchwałą Rady Miejskiej z dn. 10 grudnia 2008 r. powołał do istnienia samorządową instytucję kultury jako jednostkę organizacyjną Gminy pod nazwą Muzeum Ślusarstwa im. Marcina Mikuły z siedzibą w Świątnikach Górnych. W 2007 r., z okazji 10-lecia uzyskania praw miejskich przez Świątniki Górne, Muzeum pozyskało nową, większą powierzchnię oraz aranżację i nadal się rozwija.
Każdy, kto zagości w Świątnikach, powinien zobaczyć Muzeum, a najlepiej posłuchać opowieści przewodników, których wiedza o historii miasta, o ślusarstwie, płatnerstwie oraz pracy wawelskich świątników –w liczbach, gawędzie i anegdocie – jest ogromna, a ich pasja pociąga największych sceptyków.
Opowiadają oni o dziejach husarii, której fenomen na nowo odkrywają współcześni. Pozwalają przymierzyć szyszak lub misiurkę i poćwiczyć cięcia szablą, a wszystko to przy barwnych opowieściach o samej husarii, ale przede wszystkim o poszczególnych elementach jej uzbrojenia wykonywanego w znacznej mierze w świątnickich warsztatach. Drugim z ważnych tematów jest historia Szkoły Ślusarskiej oraz produkcji kłódek, które z początku trafiały do Katedry na Wawelu, ale później w odległe miejsca Europy, Azji, a nawet Afryki. Zwracają uwagę nie tylko na kunszt ich wykonania, ale i na pomysłowość w konstrukcjach i ciekawostki związane z ich produkcją. Podkreślają, że kupcy handlujący kłódkami, przywożąc z podróży nie tylko egzotyczne towary, ale przede wszystkim ciekawe opowieści, otwierali świątniczan na świat. A owe opowieści często pojawiały się przy gulaszu świątnickim, czyli zupie, której przepis przywieziono prawdopodobnie z Węgier, a którą gotowali wyłącznie mężczyźni, posiłkując się przy tym mocniejszymi trunkami. Dziś gulasz świątniczanie gotują i promują jako lokalną tradycyjną potrawę.
Sporą część ekspozycji Muzeum poświęcono stróżom Katedry na Wawelu, zwanym też świątnikami lub wawelskimi klucznikami. Zwiedzający znajdzie tu między innymi portret jednego ze świątników Stanisława Synowca autorstwa Leona Wyczółkowskiego, najcenniejszy eksponat Muzeum, talar podzwonny dzwonników zygmuntowskich, strój świątnika katedry wawelskiej oraz liczne fotografie i dokumenty związane z pracą na Wawelu.
Warto dodać, że w Muzeum znajdują się rysunki Stanisława Wyspiańskiego przedstawiające świątnickie chaty. Pochodzą one ze szkicownika artysty, który lato 1880 r. spędził w Świątnikach, mieszkając w domu świątnika wawelskiego, Stanisława Synowca. Zresztą znał doskonale strażników Katedry, bo często w niej bywał wraz z ojcem rzeźbiarzem tam pracującym. Dokazywał im zresztą nie raz, o czym opowiada Karol Estreicher w Nie od razu Kraków zbudowano
Dodatkowo Muzeum jest czynne w pierwszą sobotę i ostatnią niedzielę miesiąca w godzinach 14:00 - 19:30
Strój strażnika Katedry
Świątnika wawelskiego łatwo było rozpoznać po charakterystycznym stroju, który obowiązywał od 1596 r. Strażnik Katedry przechadzał się po niej w granatowym zapinanym na jeden rząd guzików płaszczu z szeroką, sięgającą za ramiona pelerynką obszytą lamówką, której kolor świadczył o pozycji właściciela. Srebrną nosił klucznik oraz starszy nad dzwonnikami, czerwona przysługiwała kościelnym i przewodnikom, zaś nieposiadanie żadnej lamówki informowało o przyuczaniu się do zawodu.
Marcin Mikuła przybył do Świątnik Górnych w połowie lat 50-tych XX w. Od początku swego pobytu na ziemi świątnickiej zauroczył się jej wspaniałą historią, jej tradycjami i zwyczajami. W kwietniu 1970 r., dzięki życzliwości ówczesnego prezesa Spółdzielni „Przyszłość” Romana Stramy, stworzył „Świątnicką Izbę Regionalną”. Zgromadził w niej przedmioty związane z rzemiosłem ślusarsko – kłódkarskim oraz liczne dokumenty, obrazy i fotografie. Pozyskał z Wojewódzkiego Wydziału Kultury i Sztuki portret „Starego świątnika Katedry wawelskiej – Stanisława Synowca”, autorstwa Leona Wyczółkowskiego, jeden z najcenniejszych eksponatów Muzeum. W 1975 r. praca p. Mikuły została uhonorowana przez Wydział Kultury i Sztuki nagrodą „Muzeum Mojej Wsi” oraz honorową odznaką Telewizji Polskiej za cykl programów regionalnych o historii Świątnik. Zdobył również pierwsze miejsce w konkursie wojewódzkim „Najciekawsze eksponaty etnograficzne w zbiorach regionalnych województwa krakowskiego”. Był inicjatorem upamiętnienia pobytu w Świątnikach wybitnego malarza Stanisława Wyspiańskiego. Odsłonięto wówczas pamiątkową tablicę umieszczoną na fasadzie domu, w którym Wyspiański spędzał wakacje 1880 r. Tej wspaniałej i wzruszającej uroczystości patronowała synowa malarza Leokadia Wyspiańska. Marcin Mikuła w pamięci mieszkańców przetrwał jako wytrwały badacz kultury regionu, a jego publikacje są ciągle nieocenionym źródłem w pracy etnografów, kulturoznawców oraz historyków. W 2015 r. UMiG Świątniki Górne wydał publikację pod redakcją Jerzego Czerwińskiego, w której opublikowano teksty Marcina Mikuły: Ludzie i wydarzenia w Świątnikach Górnych 1888-1955, Świątniczanie Strażnicy Katedry Wawelskiej, Katalog Świątnicka Izba Regionalna.
Nie od razu Kraków zbudowano
Wtedy to Staś po raz pierwszy na swojej drodze spotkał wawelskich świątników, ponieważ często odwiedzał Katedrę Wawelską wraz z ojcem rzeźbiarzem. Jak wiemy z relacji był dzieckiem ruchliwym, nieznośnym i bardzo pomysłowym, a z jego psotami związana jest jedna z wawelskich anegdot. Bawiąc się pewnego razu na Wawelu z kolegami Józefem Mehofferem, Henrykiem Opieńskim oraz Stanisławem Estreicherem, Wyspiański zaproponował, by rozhuśtać królewskiego Zygmunta : „Wyszliśmy na wieżę Zygmuntowskąwspominał St. Estreicher. Wyspiański wpadł na pomysł, który nam się spodobał bardzo: Słuchajcie chłopcypowiedziałto przywilej królewski dzwonić w Zygmunta. Musimy jego głos usłyszeć. Zadzwonimy sami dla siebie.(…) Uwiesiliśmy się po dwóch i nie bez trudu rozkołysaliśmy dzwon. Kiedy pierwszy raz uderzył puściłem sznur, ale Wyspiański krzyczał: Ciągnij!!! Ciągnij!!!, i znowu pociągnąłem i znowu dzwon uderzył raz, drugi i trzeci…No i co? No i nic. Tylko w biały dzień, o godzinie trzeciej po południu zdumione miasto usłyszało jak bił nierówno i nierytmicznie. Nie mieliśmy dość siły, aby go rozkołysać jak należy. To wielki ciężar. Nie mieliśmy także czasu, bo nagle na wieżę wpadli świątnicy. Tak w katedrze nazywają kościelnych. Pochodzą oni z niedalekiej wsi, która ma od wieków przywilej, że jej mieszkańcy obsługują katedrę. Wieś dlatego nazywa się Świątniki. (…) Krzyczeli na nas, a głównie na Wyspiańskiego, bo okazało się że on już raz próbował sam i nie mógł dzwonu poruszać. Spędzili nas na dół , do zakrystii. (…) Kardynał (Dunajewski) usłyszawszy dzwon czym prędzej wrócił do katedry i spotkał nas prowadzonych przez świątników. Wyjaśnili mu psotę. Skarżyli się na młodego Wyspiańskiego, który często do katedry przychodził z ojcem towarzysząc mu przy zdejmowaniu odlewów z królewskich posągów i figle wyprawiał. Biskup zapytał się: - Czemu to kochanku namówiłeś kolegów żeby dzwonili?- Bo chciałem żeby zadzwonił dla nas.- Roześmiał się dobry biskup i powiedział: A czy wiesz, że na to trzeba być znakomitym mężem?- Potem kazał nam iść do domu. (…) Podczas pogrzebu Wyspiańskiego dzwonił Zygmunt jemu.”
Witold Szczygieł
Legenda o Królowej Jadwidze
Wielka radość ogarnęła wszystkich, gdy wieść się rozeszła, że Jadwiga, córka królewska, przybywa do Polski. Radość była tym większa, że od kilkunastu lat król Polski, Ludwik, mieszkał na Węgrzech i mało dbał o kraj nad Wisłą. Podróż Jadwigi była długa i ciężka, bo drogi w niczym nie przypomniały współczesnych. Były wąskie, błotniste i niebezpieczne. Do tego z powodu deszczu tu i ówdzie wylewały rzeki i trzeba je było omijać. Pociechą w tych trudach było serdeczne przyjęcie młodziutkiej pani przez okolicznych mieszkańców. Wylegali na drogi i z czcią kłaniali się przyszłej królowej.
Po wielu dniach podróży orszak dotarł na wzgórza położone na południe od Krakowa, do wioski zwanej Górkami. Stamtąd Jadwiga po raz pierwszy ujrzała mury grodu Kraka, baszty zamków i wieże wspaniałych kościołów. Spodobał się jej ten widok, spodobała gościnność ludzi. Na pamiątkę tego zachwytu obdarzyła włościan ziemią i powierzyła im pełnienie służby w kościele katedralnym na Wawelu. Pełnili tę służbę przez długie wieki. Nazywano ich Świątnikami, bo pracowali w świątyni. Stąd też wzięła nazwę piękna miejscowość położona na wzgórzu, z którego po dziś dzień rozlega się zapierający dech w piersiach widok na Kraków.
Oprac. na podst. Seweryn Udziela w: Czytania polskie dla klasy pierwszej szkół średnich
dr Maryan Reiter